Na zegarze wybiła właśnie
10:30. Piłkarze pojawili się punktualnie na murawie. Ustawili się
w grupce i zaczęli rozmawiac. Gwizdnęłam głośno i krzyknęłam:
- Panowie! Ustawic się w
szeregu! Zanim zaczniemy, chciałam powiedziec, że na moim treningu
obowiązuje dyscyplina. Dzisiaj zrobimy teśt wydolnościowy taki
sam, jak w tamtym roku. Proszę nie - przeceniac swoich umiejętności.
Prawda i tak wyjdzie na jaw. Jesteście gotowi na trening? -
puściłam do nich oczko.- Jesteśmy – krzyknęli chórem. Co za zgrana drużyna – pomyślałam.
- No to rozpoczynamy od rozgrzewki. Zapraszam na wyznaczone miejsce. - chłopcy rozgrzewali się ponad pół godziny. Wolałam byc pewna, że wszystkie partie mięśniowe zostały rogrzane, niż później ktoś miał sobie coś naciągnąc. Gdy wszyscy byli gotowi, rozpoczęliśmy test wydolnościowy. Polegało to na tym, że przygotowany tor trzeba było pokonac w jak najlepszym czasie. Rozpoczął Philipp Lahm, jak przystało na kapitana. Za nim wystartował Schweinsteiger, Kroos, Neuer, Klose, Ozil, Boeateng i pozostali. Ostatni tor zaliczył Mueller, który jako jedyny nie padł na ziemię po przekroczeniu mety. Stanął obok mnie i spojrzeliśmy na chłopców, leżących na trawie.
- A mówiłaś, żeby nie szarżowac. Tak w tajemnicy powiem Ci, że chcieli się przed Tobą popisac. Co panowie? - krzyknął do kolegów. - Nożki nie wytrzymały?
- Thomas, nie nabijaj się z nas – rzucił ostro Poldi, który wyglądał na umierającego.
- Wystarczy panowie tego leżenia. Wstajemy i przechodzimy do rozciągania. - zarządziłam – Dalej, dalej! Nie obijamy się!
Przez
resztę treningu słyszałam tylko marudzenie i pojękiwanie z bólu.
Na koniec powiedziałam:
- Dziękuję
za trening. Wyniki ogłoszę na zebraniu i ustalimy plan treningowy,
żeby każdy dożył do tego mundialu.- Bardzo śmieszne! - rzucił zgryźliwie Bastian, idąc w kierunku hotelu.
- Iga! - usłyszałam za plecami. - Pomogę Ci!
- Nie musisz! - próbowałam coś wskórac, ale Mueller wziął już jedną z toreb.
- Nie muszę, ale chcę. Właściwie, to chciałem Ci się o coś zapytac.
- Tak, słucham.- odparłam, zbierając sprzęt.
- Jutro też będziesz biegac? - zapytał, drapiąc się po karku.
- Raczej tak, a czemu pytasz?
- Bo tak sobie pomyślałem, że mógłbym Ci potowarzyszyc.
- To nawet dobry pomysł. Z wielką chęcią. Jutro o 7:30?
- Wspaniała godzina. To jesteśmy umówieni. - prawie podskoczył z radości. - Gdzie mam zanieśc ten sprzęt?
- Do schowka. - powiedziałam, udając się w jego kierunku.
~.~
Po
treningu usiadłam w pokoju i na spokojnie rozważałam plan
treningowy. Spoglądałam na wynik testu wydolnościowego, który
za wiele nie wnosił do moich założeń. Jedyny wynik, który
jest wiarygodny, to czas Muellera. Jest prawie identyczny jak w
tamtym roku na początku szkolenia. On jedyny nie popisywał się
przede mną. Coś to musiało oznaczac, ale co? Tak skupiłam się na
rozplanowywaniu, że nawet nie zauwazyłam, gdy wybiła 15:00. Czym
prędzej zabrałam wszystkie potrzebne dokumenty i pobiegłam na salę
konferencyjną. Całe szczęście się nie spóźniłam.
Joachim właśnie wszedł na podest i zaczął przemawiac. Informował
o celach na najbliższe kilka tygodni i opisał plan każdego z dni.
Wytłumaczył, że o zajmowaniu danych pozycji będzie informował
osobiście i pod koniec szkolenia. Wreszcie nadeszła pora na mnie.
Weszłam na podest i rozpoczęłam:
- Witam
panów ponownie. Mam nadzieję, że dobrze czujecie się po
dzisiejszym treningu. Na początku rozpocznę od przedstawienia
wyników dzisiejszego testu wydolnościowego. Najlepszym
wynikiem będzie mógł się pochwalic Thomas Mueller, który
pokonał tor w czasie 43 sekund. Reszta z was oscylowała w okolicy
45-48 sekund. Ten test to tylko mała informacja dla mnie. Przez
kolejne 7 dni będziemy pracowac nad Waszą tężyzną fizyczną,
ale przede wszystkim kondycją. Pozostałe dni skoncentrujemy się
nad motoryką, więc będziemy cwiczyc z piłką. Mam nadzieję, że
będziecie zadowoleni. Dziękuję. - usiadłam na zajmowanym przeze
mnie miejscu, a głos zabrał kapitan drużyny – Philipp Lahm:- Chciałem tylko przypomniec o dzisiejszym ognisku. Obecnośc obowiązkowa, rozpoczynamy o 21:00.
Idea
pójscia na ognisko troszeczkę mnie przerażała. Od jakiegoś
czasu nie chodziłam na żadne imprezy, nie uczestniczyłam w życiu
towarzystkim. Ta blizna odbierała mi pewności siebie. Świadomośc
tego, że ktoś może ją zauważyc przytłaczała mnie. Fakt, że
musiałabym tłumaczyc się, była dla mnie upokorzeniem. Całe
szczęście dziś wieczorem było chłodno, więc spokojnie mogłam
założyc jeansy. Wiedziałam, że długo nie będzie dane mi się
ukrywac i w końcu będę musiała opowiedziec historię, która
sprawiała mi tyle bólu. Gdy się uszykowałam, zeszłam do
ogrodu. Ognisko już się paliło, a chłopcy zajęli miejsca.
Oczywiście mogłam liczyc na mojego ulubieńca – Schweinstegera,
który zajął mi miejsce. Tym razem siedziałam między nim, a
Podolskim, który bardzo nalegał, abym opowiedziała coś o
sobie. Wreszcie, gdy wszyscy piłkarze dołączyli do Łukasza,
musiałam coś powiedziec:
- Ale
czemu ja?- Iga, bo my tu się wszyscy znamy jak „łyse konie”. Jeżeli chcesz należec do drużyny, to musimy Cię lepiej poznac. - naciskał Poldi.
- Jak już tak naciskacie, to opowiem. Nazywam suę Iga Chojnacka. Mam 24 lata. Przez większą częśc swojego życia mieszkałam w Polsce, natomiast od 1,5 roku zameldowana jestem w Monachium. No i to chyba na tyle. Mój życiorys nie jest zbyt barwny.
- Przepraszam, że się wtrącę.
- Tak, Bastian.
- Miała coś wspólnego z piłką nożną? - miałam nadzieję, że uda mi się uniknąc tego pytania. Niestety, łudziłam się.
- Gdybym nie miała, to by mnie tutaj nie było.
- To prawda. Lepiej jej nie podpuszczajcie, bo tak Wam da popalic, że zapamiętacie to do końca życia. - --- Znam to z własnego doświadczenia. - wtrącił się Joachim, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. - Iga, przynieśc Ci coś do picia?
- Jabyś był tak miły.
- To, co zwykle?
- Tak, poproszę.
- Widzę, że dobrze się znacie z trenerem. - zagadnął Ozil.
-Dobrze, to mało powiedziane. Przyjaźnimy się od 10 lat. Bardzo wiele dla siebie znaczymy. Jesteśmy dla siebie oparciem zarówno w gorszych, jak i lepszych chwilach. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.
- Miec takiego zaufanego przyjaciela to skarb. - powiedział Goetze.
- Święta racja, Mario.
Resztę
wieczoru spędziliśmy na opowiadaniu różnych historii i
żartów. Wreszczie nadszedł czas na granie w karty. Miano
króla każdych wyjazdów zdobywał Miroslav Klose.
Wszyscy mówili, że był niepokonany w makao. Postanowiłam
sama się o tym przekonac. Chłopcy przynieśli drewniany pień,
który służyc miał zastolik. Graliśmy w szóstkę:
ja, Podolski, Klose, Loew, Ozil oraz Schweinsteger. Każda z partii
była bardzo zacięta, jednak ostateczne starcie toczyło się zawsze
między mną, a Miroslavem. Wygrana czwarty raz z rzędu przesądziła
o zmianie miejsca na tronie.
- Jak Ty to zrobiłaś?! My już tyle razy próbowaliśmy go pokanac, ale zawsze nasze staranie szły na marne. - zachwycał się Philipp.
- Jeździło się na obozy, a tam grało się wyłącznie w makao, stąd moja wprawa.
- Nie przeżyję tego! - krzyknął Klose, biorąc mnie pod ramię. - Jak moła mnie pokonac kobieta? Jak?
- Miroslav, mam nadzieję, że następnym razem uda Ci się mnie pokonac. - powiedziałam zadziornie.
- Nie podpuszczaj mnie Iga, bo.. - naszą rozmowę przerwał donośny dzwonek telefoniczny.
- Tyle razy prosiłem, żeby wyłączac telefony. Ognisko, integracja... - tłumaczył Loew.
Jednak telefon dalej dzwonił. W końcu ktoś
postanowił odebrac. Okazało się, że to Thomas nie dostosował
się do panujących zasad. Wszyscy byli ogromnie zdziwieni, gdyż to
on wymyślił zasadę o wyłączaniu telefonów podczas
ogniska. Jednak jego rozmowa była inna niż zwykle – krzyczał,
przeklinał i rzucał obelgami. Nikt nie wiedział, co się z nim
dzieje, przecież nigdy taki nie był. Był człowiekiem o łagodnym
usposobieniu, który starał się zrozumiec wszystkich i pomóc
rozwiązac ich problemy. Ale teraz ewidentnie on sam potrzebował
pomocy, gdyż nie radził sobie ze swoimi troskami. Nagle zapadła
cisza. Thomas wrócił, usiadł na swoim miejscu i wpatrywał
się w jeden punkt. Wszyscy spojrzeli na jego sylwetkę i wyraźnie
się przejęli. Chcieli mu jakoś pomóc, ale nie wiedzieli
jak. Ognisko trwało jeszcze niecałą godzinę, a następnie
wszyscy udali się do swoich pokoi. Miałam jeszcze pocwiczyc, ale
skończyło się na prysznicu i podróży do krainy Morfeusza.
Ale super! Piszesz po prostu cudnie! Nie mogę się doczekać aż dowiem się kto dzwonił do Thomasa! Pisz jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńJacksonka