Brazylijskie Szaleństwo
piątek, 1 stycznia 2016
wtorek, 1 września 2015
Rozdział 5. (część pierwsza)
Ze snu
wyrwał mnie dźwięk budzika, który informował o wybiciu
godziny siódmej. Miałam jeszcze trzydzieści minut, aby
przygotować się do biegania. Wzięłam szybki prysznic i postanowiłam
wyjść na balkon, aby wypalić papierosa. Nie byłam uzależniona od
nikotyny, ale od czasu do czasu musiałam zapalić. Po prostu
przynosiło mi to ukojenie. Wyszukałam w walizce paczkę papierosów,
które leżały na samym dnie. Punktualnie o godzinie siódmej
trzydzieści zamknęłam pokój i zeszłam na dół.
Thomas już na mnie czekał. Czas umilił sobie na odbijaniu piłki.
- Nieźle
Ci idzie! - rzuciłam wesoło.- Znowu mnie przestraszyłaś. Ja jednak nie dożyję do tego mundialu, jak będziesz mnie tak straszyć.
- Nie przesadzaj! Chyba, aż tak źle nie wyglądam. - powiedziałam, spoglądając na swój strój.
- Wręcz przeciwnie! - rzekł, drapiąc się po karku. - A Ty umiesz jakieś sztuczki? - próbował zmienić temat.
- Tylko takie proste.
- To pokaż, co potrafisz! - kopnął piłkę w moją stronę, a ja odrazu ją podbiłam. Zaczęłam od zwykłego żonglowania, następnie przeszłam do podbicia głową. Później Around the World (Dookoła Świata), Zlatan Flick (Popcorn), Ronaldinho foot scoop, a na sam koniec Step Overs.
- To mają być proste sztuczki?! Dziewczyno, Ty masz dar. - powiedział widocznie podekscytowany. - Musiałaś grac w jakieś drużynie...
- Pójdziemy się przejść? Wszystko Ci opowiem. - ruszyliśmy w kierunku lasku, który otaczał nasz hotel. Przez całą drogę milczeliśmy i podziwialiśmy piękno otaczającej nasz natury. Na drzewie zauważyłam wiewiórkę, która skrupulatnie chowała jedzenie do norki. Tak się na nią zapatrzyłam, że potknęłam się o leżącą na trawie gałąź.
- Iga, nic Ci się nie stało? - właśnie w tym momencie poczułam przeszywający ból w lewym kolanie. Był tak ogromny, że aż zasyczałam. - Iga, powiedz co Cię boli?
- Nic mi nie jest. - wymówiłam przez zęby – Auć. Cholera, ale boli.
- Gdzie się uderzyłaś? - pochylił się nade mną. - Lewe kolano? - zapytał, widząc, że kurczowo się za nie trzymam.
- Nie dotykaj! - krzyknęłam, gdy próbował podwinąć nogawkę od spodni.
- Spokojnie, nie chciałem Cię zdenerwować! - wyglądał na zdezorientowanego moją reakcją. Ból był na tyle silny, że musiałam sprawdzić, czy z moim kolanem jest wszystko w porządku. Podwinęłam nogawkę. Ujrzałam tę paskudną bliznę i spuchnięte kolano.
- Mogę zobaczyć? - skinęłam głową. - Oprócz zadrapań wygląda to na zwichnięcie. Spróbujesz wstać? - podał mi swoją dłoń. Cały ciężar ciała skupiłam na prawej nodze. Gdy tylko lekko stanęłam na lewej, odrazu straciłam równowagę. Thomas złapał mnie zręcznie i uchronił od upadku.
- Chyba muszę Cię zanieść do hotelu. Sama daleko nie zajdziesz. Masz szczęście, że jesteś leciutka jak piórko. - puścił do mnie oczko.
- Przepraszam za moją nogę. Przez nią nici z naszego biegania.
- W sumie to dzięki niej będziemy mieli okazję do następnego spotkania. - na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Postanowiłam szybko zmienić temat, żeby nie zauważył tego mój rozmówca.
- Jakbyś był tak uprzejmy i zaniósł mnie do pokoju Loewa?
- Jasne, nie ma problemu. Jeżeli dobrze widzę, to już zbiera Ci się płyn w kolanie.
- U mnie wszystko zachodzi ekspresowo. - po tych słowach zapadła długa cisza. Szliśmy tak do samego ośrodka. Gdy tylko przekroczyliśmy jego próg, zaczęły się jakieś szepty, rozmowy za naszymi plecami. Wzrok mijanego przez nas Schweinsteigera na korytarzu mówił sam za siebie. Biedny, prawie potknął się na schodach i omało z niech nie spadł. Stanęliśmy przed pokojem nr 128.
- Naciśnij klamkę, bo ja nie mam ręki, żeby to zrobić. - tak też uczyniłam. Gdy tylko zobaczył nas Loew, prawie zemdlał. Pewnie pomyślał: “Co oni wyrabiają w moim pokoju?”, ale gdy przyjrzał się bliżej, zauważył grube jak beczka kolano.
- Matko! Co Ci się stało? - krzyczał z przerażeniem w głosie. - Thomas, połóż ją na łóżko. Pokazuj mi to kolano, natychmiast! - gdy podwinęłam nogawkę spodni, prawie spadł z krzesła. - Zwichnięte i już zbiera się płyn. Trzeba go jak najszybciej odciągnąć, a do najbliższego szpitala ponad godzina drogi!
- Przepraszam, że się wtrącę, ale przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Tak, Thomas. - patrzyłam na niego pełna nadziei.
- Skoro nie możemy jechać do szpitala, to może pomogą nasi fizjoterapeuci. Tylko musisz się przygotować na ból. - skierował już do mnie.
- Nic nie boli tak, jak tamten wypadek. Prawda Joachim?
- Prawda. Thomas, biegnij po lekarzy. - odrazu wykonał polecenie trenera. W tym czasie Loew postanowił wypytać mnie o okoliczności wypadku.
- Co Ty zrobiłaś?!
- Wyszłam na poranny jogging. Potknęłam się o gałąź, wywróciłam i takie są skutki mojej wyprawy do lasu.
- A jak znalazł się tam Mueller? Chyba nie powiesz mi, że akurat tamtędy przebiegał?
- Skąd wiedziałeś? Po prostu poszczęściło mi się. - pierwszy raz w życiu okłamałam Joachima, ale co miała mu powiedzieć? Umówiłam się na poranne bieganie z jednym z piłkarzy. Przecież to nieprofesjonalne zachowanie. Musiałam go okłamać, nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mała zmiana czcionki. Zapraszam za tydzień na cześć drugą!
sobota, 11 lipca 2015
Rozdział 4.
Na zegarze wybiła właśnie
10:30. Piłkarze pojawili się punktualnie na murawie. Ustawili się
w grupce i zaczęli rozmawiac. Gwizdnęłam głośno i krzyknęłam:
- Panowie! Ustawic się w
szeregu! Zanim zaczniemy, chciałam powiedziec, że na moim treningu
obowiązuje dyscyplina. Dzisiaj zrobimy teśt wydolnościowy taki
sam, jak w tamtym roku. Proszę nie - przeceniac swoich umiejętności.
Prawda i tak wyjdzie na jaw. Jesteście gotowi na trening? -
puściłam do nich oczko.- Jesteśmy – krzyknęli chórem. Co za zgrana drużyna – pomyślałam.
- No to rozpoczynamy od rozgrzewki. Zapraszam na wyznaczone miejsce. - chłopcy rozgrzewali się ponad pół godziny. Wolałam byc pewna, że wszystkie partie mięśniowe zostały rogrzane, niż później ktoś miał sobie coś naciągnąc. Gdy wszyscy byli gotowi, rozpoczęliśmy test wydolnościowy. Polegało to na tym, że przygotowany tor trzeba było pokonac w jak najlepszym czasie. Rozpoczął Philipp Lahm, jak przystało na kapitana. Za nim wystartował Schweinsteiger, Kroos, Neuer, Klose, Ozil, Boeateng i pozostali. Ostatni tor zaliczył Mueller, który jako jedyny nie padł na ziemię po przekroczeniu mety. Stanął obok mnie i spojrzeliśmy na chłopców, leżących na trawie.
- A mówiłaś, żeby nie szarżowac. Tak w tajemnicy powiem Ci, że chcieli się przed Tobą popisac. Co panowie? - krzyknął do kolegów. - Nożki nie wytrzymały?
- Thomas, nie nabijaj się z nas – rzucił ostro Poldi, który wyglądał na umierającego.
- Wystarczy panowie tego leżenia. Wstajemy i przechodzimy do rozciągania. - zarządziłam – Dalej, dalej! Nie obijamy się!
Przez
resztę treningu słyszałam tylko marudzenie i pojękiwanie z bólu.
Na koniec powiedziałam:
- Dziękuję
za trening. Wyniki ogłoszę na zebraniu i ustalimy plan treningowy,
żeby każdy dożył do tego mundialu.- Bardzo śmieszne! - rzucił zgryźliwie Bastian, idąc w kierunku hotelu.
- Iga! - usłyszałam za plecami. - Pomogę Ci!
- Nie musisz! - próbowałam coś wskórac, ale Mueller wziął już jedną z toreb.
- Nie muszę, ale chcę. Właściwie, to chciałem Ci się o coś zapytac.
- Tak, słucham.- odparłam, zbierając sprzęt.
- Jutro też będziesz biegac? - zapytał, drapiąc się po karku.
- Raczej tak, a czemu pytasz?
- Bo tak sobie pomyślałem, że mógłbym Ci potowarzyszyc.
- To nawet dobry pomysł. Z wielką chęcią. Jutro o 7:30?
- Wspaniała godzina. To jesteśmy umówieni. - prawie podskoczył z radości. - Gdzie mam zanieśc ten sprzęt?
- Do schowka. - powiedziałam, udając się w jego kierunku.
~.~
Po
treningu usiadłam w pokoju i na spokojnie rozważałam plan
treningowy. Spoglądałam na wynik testu wydolnościowego, który
za wiele nie wnosił do moich założeń. Jedyny wynik, który
jest wiarygodny, to czas Muellera. Jest prawie identyczny jak w
tamtym roku na początku szkolenia. On jedyny nie popisywał się
przede mną. Coś to musiało oznaczac, ale co? Tak skupiłam się na
rozplanowywaniu, że nawet nie zauwazyłam, gdy wybiła 15:00. Czym
prędzej zabrałam wszystkie potrzebne dokumenty i pobiegłam na salę
konferencyjną. Całe szczęście się nie spóźniłam.
Joachim właśnie wszedł na podest i zaczął przemawiac. Informował
o celach na najbliższe kilka tygodni i opisał plan każdego z dni.
Wytłumaczył, że o zajmowaniu danych pozycji będzie informował
osobiście i pod koniec szkolenia. Wreszcie nadeszła pora na mnie.
Weszłam na podest i rozpoczęłam:
- Witam
panów ponownie. Mam nadzieję, że dobrze czujecie się po
dzisiejszym treningu. Na początku rozpocznę od przedstawienia
wyników dzisiejszego testu wydolnościowego. Najlepszym
wynikiem będzie mógł się pochwalic Thomas Mueller, który
pokonał tor w czasie 43 sekund. Reszta z was oscylowała w okolicy
45-48 sekund. Ten test to tylko mała informacja dla mnie. Przez
kolejne 7 dni będziemy pracowac nad Waszą tężyzną fizyczną,
ale przede wszystkim kondycją. Pozostałe dni skoncentrujemy się
nad motoryką, więc będziemy cwiczyc z piłką. Mam nadzieję, że
będziecie zadowoleni. Dziękuję. - usiadłam na zajmowanym przeze
mnie miejscu, a głos zabrał kapitan drużyny – Philipp Lahm:- Chciałem tylko przypomniec o dzisiejszym ognisku. Obecnośc obowiązkowa, rozpoczynamy o 21:00.
Idea
pójscia na ognisko troszeczkę mnie przerażała. Od jakiegoś
czasu nie chodziłam na żadne imprezy, nie uczestniczyłam w życiu
towarzystkim. Ta blizna odbierała mi pewności siebie. Świadomośc
tego, że ktoś może ją zauważyc przytłaczała mnie. Fakt, że
musiałabym tłumaczyc się, była dla mnie upokorzeniem. Całe
szczęście dziś wieczorem było chłodno, więc spokojnie mogłam
założyc jeansy. Wiedziałam, że długo nie będzie dane mi się
ukrywac i w końcu będę musiała opowiedziec historię, która
sprawiała mi tyle bólu. Gdy się uszykowałam, zeszłam do
ogrodu. Ognisko już się paliło, a chłopcy zajęli miejsca.
Oczywiście mogłam liczyc na mojego ulubieńca – Schweinstegera,
który zajął mi miejsce. Tym razem siedziałam między nim, a
Podolskim, który bardzo nalegał, abym opowiedziała coś o
sobie. Wreszcie, gdy wszyscy piłkarze dołączyli do Łukasza,
musiałam coś powiedziec:
- Ale
czemu ja?- Iga, bo my tu się wszyscy znamy jak „łyse konie”. Jeżeli chcesz należec do drużyny, to musimy Cię lepiej poznac. - naciskał Poldi.
- Jak już tak naciskacie, to opowiem. Nazywam suę Iga Chojnacka. Mam 24 lata. Przez większą częśc swojego życia mieszkałam w Polsce, natomiast od 1,5 roku zameldowana jestem w Monachium. No i to chyba na tyle. Mój życiorys nie jest zbyt barwny.
- Przepraszam, że się wtrącę.
- Tak, Bastian.
- Miała coś wspólnego z piłką nożną? - miałam nadzieję, że uda mi się uniknąc tego pytania. Niestety, łudziłam się.
- Gdybym nie miała, to by mnie tutaj nie było.
- To prawda. Lepiej jej nie podpuszczajcie, bo tak Wam da popalic, że zapamiętacie to do końca życia. - --- Znam to z własnego doświadczenia. - wtrącił się Joachim, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna. - Iga, przynieśc Ci coś do picia?
- Jabyś był tak miły.
- To, co zwykle?
- Tak, poproszę.
- Widzę, że dobrze się znacie z trenerem. - zagadnął Ozil.
-Dobrze, to mało powiedziane. Przyjaźnimy się od 10 lat. Bardzo wiele dla siebie znaczymy. Jesteśmy dla siebie oparciem zarówno w gorszych, jak i lepszych chwilach. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.
- Miec takiego zaufanego przyjaciela to skarb. - powiedział Goetze.
- Święta racja, Mario.
Resztę
wieczoru spędziliśmy na opowiadaniu różnych historii i
żartów. Wreszczie nadszedł czas na granie w karty. Miano
króla każdych wyjazdów zdobywał Miroslav Klose.
Wszyscy mówili, że był niepokonany w makao. Postanowiłam
sama się o tym przekonac. Chłopcy przynieśli drewniany pień,
który służyc miał zastolik. Graliśmy w szóstkę:
ja, Podolski, Klose, Loew, Ozil oraz Schweinsteger. Każda z partii
była bardzo zacięta, jednak ostateczne starcie toczyło się zawsze
między mną, a Miroslavem. Wygrana czwarty raz z rzędu przesądziła
o zmianie miejsca na tronie.
- Jak Ty to zrobiłaś?! My już tyle razy próbowaliśmy go pokanac, ale zawsze nasze staranie szły na marne. - zachwycał się Philipp.
- Jeździło się na obozy, a tam grało się wyłącznie w makao, stąd moja wprawa.
- Nie przeżyję tego! - krzyknął Klose, biorąc mnie pod ramię. - Jak moła mnie pokonac kobieta? Jak?
- Miroslav, mam nadzieję, że następnym razem uda Ci się mnie pokonac. - powiedziałam zadziornie.
- Nie podpuszczaj mnie Iga, bo.. - naszą rozmowę przerwał donośny dzwonek telefoniczny.
- Tyle razy prosiłem, żeby wyłączac telefony. Ognisko, integracja... - tłumaczył Loew.
Jednak telefon dalej dzwonił. W końcu ktoś
postanowił odebrac. Okazało się, że to Thomas nie dostosował
się do panujących zasad. Wszyscy byli ogromnie zdziwieni, gdyż to
on wymyślił zasadę o wyłączaniu telefonów podczas
ogniska. Jednak jego rozmowa była inna niż zwykle – krzyczał,
przeklinał i rzucał obelgami. Nikt nie wiedział, co się z nim
dzieje, przecież nigdy taki nie był. Był człowiekiem o łagodnym
usposobieniu, który starał się zrozumiec wszystkich i pomóc
rozwiązac ich problemy. Ale teraz ewidentnie on sam potrzebował
pomocy, gdyż nie radził sobie ze swoimi troskami. Nagle zapadła
cisza. Thomas wrócił, usiadł na swoim miejscu i wpatrywał
się w jeden punkt. Wszyscy spojrzeli na jego sylwetkę i wyraźnie
się przejęli. Chcieli mu jakoś pomóc, ale nie wiedzieli
jak. Ognisko trwało jeszcze niecałą godzinę, a następnie
wszyscy udali się do swoich pokoi. Miałam jeszcze pocwiczyc, ale
skończyło się na prysznicu i podróży do krainy Morfeusza.
poniedziałek, 10 listopada 2014
Rozdział 3.
Otworzyłam drzwi, a przede mną stał Schweinsteiger. „ Nie da mi spokoju”- pomyślałam.
- Iga, może pomóc Ci umyć plecki? – poruszył charakterystycznie brwiami.
- Rozumiem, że jesteśmy po godzinach pracy i chciałbyś ocieplić stosunki, ale wspólny prysznic Ci w tym nie pomoże. Musisz się bardziej postarać, ale jesteś na dobrej drodze. A teraz wychodzę. Chcesz zostać w moim pokoju? – rzuciłam, gdyż zatarasował mi drogę.
- Nie. Wrócę do swojego. Może Mueller będzie chciał, żeby wypucować mu plecki. – roześmiałam się.
- Chciałabym to zobaczyć.
Resztę wieczoru spędziłam z Loewem. Atmosfera była przyjemna, a z każdą chwilę ulegała ociepleniu, dzięki butelce czerwonego wina. Spodziewałam się, jaki jest cel postępowania Joachima. Tylko czekałam, gdy poruszy ten temat. Nie musiałam zbyt długo czekać:
- Przepraszam, że będę taki ciekawski, ale jak potoczyły się sprawy z Laskowskim?
Wzięłam głęboki oddech i rozpoczęłam swój monolog:
- Od czasu, gdy przeprowadziłam się do Monachium, nie widziałam go ani razu. Natomiast dosyć często do mnie dzwonił, pisał maile. Cały czas mnie przepraszał i próbował wytłumaczyć, dlaczego nie wziął mnie do drużyny. Przeczytałam tylko kilka z nich, a telefonów nie odbierałam. Dziwię się do tej pory, że nie przyszedł do mojej pracy.
- Dosyć, że zniszczył Ci życie, to zachowuje się jak psychopata… Co ja mówię, przecież on nim jest!
- Cieszę się, że go nie lubisz. – po tych słowach zapadła niezręczna cisza, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Iga, nie chciałem…
- To nie Twoja wina. Lepiej, jak już pójdę. – wybiegłam z pokoju nr 128 i podążyłam wprost do swojego. Podwinęłam nogawkę spodni nad lewe kolano i spojrzałam na bliznę. Moja bezsilność sięgnęła zenitu. Nienawidziłam płakać… Ukazywało to moje słabe punkty, które chciałam ukrywać. Achilles miał swoją piętę, a ja mam kolano. Co za ironia… Wreszcie zmęczona tą całą sytuacją odpłynęłam do krainy snów.
Promienie słoneczne przedostały się przez grube zasłony do mojego pokoiku. Świeciły wprost na moją twarz, przetarłam dłońmi zaspane oczy, wstałam z łóżka, przeciągając się i ziewając. Otworzyłam okno na oścież, aby wpuścić trochę świeżego powietrza do tego dusznego pokoju. Spojrzałam na zegarek, ukazywał 6:45. Śniadanie ustalony było na 9:00, więc miałam jeszcze sporo czasu. Wyszłam więc na balkon, aby sprawdzić pogodę. Przez chmurki przebijało się słoneczko, a ptaszki radośnie ćwierkały. Świetna pogoda na bieganie – pomyślałam. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się odpowiednio i zamknęłam drzwi od pokoju. Na korytarzu panował spokój i cisza, jakby nie mieszkała tu reprezentacja Niemiec. Schodząc po schodach, zauważyłam czarny kontur osoby, która siedziała na tarasie. Ktoś musi być nieźle szurnięty, żeby wstawać tak wcześnie. – pomyślałam. Niestety, ludzka ciekawość wygrała ze zdrowym rozsądkiem, więc poszłam sprawdzić, co to za osobnik. Delikatnie otworzyłam drzwi od tarasu i pewnym krokiem podążyłam do tego fotela, na którym siedział. Położyłam rękę na jego ramieniu, na co ten wzdrygł się.
- Iga, chciałabyś, żebym umarł ze strachu? – ujrzałam Muellera, a na jego twarzy malowało się przerażenie. – Jeżeli tak, to Ci się prawie udało. Przestraszyłaś mnie na śmierć.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Powiedzmy, że wybaczam. – wyznał, gdy zobaczył moją skruchę.
- Tak właściwie… Co ty tu robisz o siódmej rano?
- Równie dobrze to ja mógłbym zadać Ci to pytanie. – spojrzał na mnie wymownie.
– Po prostu nie mogłem spać. Nie chciałem obudzić Bastiana, więc przyszedłem tutaj. A Ty?
- Postanowiłam trochę pobiegać i skorzystać z pięknej pogody.
- Dobry pomysł. Taka aura sprzyja wysiłkowi fizycznemu.
- To prawda. Przepraszam, jeżeli wyjdę na wścibską osobę, ale co planujesz robić?
- Tak jak ty delektować się pogodą i otaczającą nas naturą. – po tych słowach zapadła cisza.
- To ja już pójdę.
- Chyba pobiegniesz. – po tych słowach zaśmialiśmy się oboje. Już miałam ruszyć, gdy Thomas zadał mi pytanie:
- Przygotowana na pierwszy trening?
- Ja tak, ale ciekawe czy wy dacie radę…
- O to się nie martw. Jesteśmy zwinne chłopaki.
- Nie wątpię. Do zobaczenia na śniadaniu.
- Do zobaczenia, Iga. Nasz ośrodek szkoleniowy z każdej strony „ogrodzony” był lasem. Sprzyjało to mojemu bieganiu, gdyż od maleńkości lubiłam wyprawy do lasu. Dźwięk kijów pękających pod nogami, zapach liści, świergot ptaków oraz poranna rosa, którą odczułam – to wszystko wpłynęło na moje samopoczucie i ogólne rozluźnienie. Na śniadanie przybyłam pełna dobrej energii i radości na nadchodzący dzień. Nie umknęło to uwadze mojego przyjaciela:
- Widzę, że już się zadomowiłaś. – powiedział zadziornie Joachim.
- Przyznam, że pomysł, żebym tu przyjechała, nie należał do najgorszych. – odparłam, nabijając na widelec plaster szynki. Naszą konwersację przerwał Schweinsteiger, który krzyczał przez całą stołówkę:
- Iga! Iga! Zająłem dla ciebie miejsce! – zachowanie Bastiana sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Gdy wybrałam już odpowiednie składniki do mojej kanapki, skierowałam się w kierunku stolika, gdzie siedział Schweinsteiger, Neuer, Kroos oraz Mueller. Miejsce, które dla mnie zarezerwowano znajdowało się między Thomasem, a Bastianem.
- Dziękuję, że zadbałeś o to, żebym miała gdzie usiąść.
- Jedzenie śniadania z Tobą, to będzie dla mnie największa przyjemność.
- Dobra, Basti. Wystarczy już tych zalotów, a daj nam wszystkim zjeść w spokoju. – powiedział Manuel, który ewidentnie zdenerwowany był zachowaniem kolegi.
- Jak tylko zobaczy ładną kobietę, to przestaje używać mózgu. – wtrącił się Kroos, który zawsze niepostrzeżenie obdarował mnie komplementem.
- Kolejny zaczyna! –marudził Manuel, który chciał po prostu zjeść śniadanie. Jedynie Thomas nie uczestniczył w tej wymianie zdań, był jakby nieobecny, Gdy wszyscy odeszli od stołu, a ze mną został jedynie Schweinsteiger, postanowiłam zapytać go o Muellera.
- Bastian, nie odnosisz wrażenia, że Thomas jest jakby nieobecny?
- Nie wiem, czy powinienem Ci mówić, ale wyglądasz na osobę godną zaufania. Kilka dni przed zgrupowaniem dziewczyna oświadczyła mu, że to koniec ich związku. Po prostu odeszła, a Thomas nie widział świata poza nią. Teraz nie może o niej zapomnieć i cały czas się zadręcza. Razem z Manuelem próbowaliśmy coś wskórać, jakoś go pocieszyć, ale nic nie przynosiło rezultatów. Biedny, zamknął się w sobie… Nie wiem, jak mu pomóc… Tylko Iga, ta rozmowa musi zostać pomiędzy nami.
- Oczywiście.
- O tej sprawie wiesz tylko Ty, ja i Manuel. – odchodząc od stolika, powiedział jeszcze: – Jakbyś spróbowała mu pomóc, byłbym wdzięczny. Nie mogę patrzeć, jak się zadręcza.
- Jasne, spróbuję, ale nic nie obiecuję. Po tej rozmowie Bastian udał się do swojego pokoju, a ja rozpoczęłam przygotowania do treningu. Zabrałam odpowiedni sprzęt ze schowka i wszystkie dokumenty, które mogą mi się przydać. Zaczęłam rozkładać tzw.: „tor treningowy” i czekałam na pierwsze spotkanie z piłkarzami.
- Iga, może pomóc Ci umyć plecki? – poruszył charakterystycznie brwiami.
- Rozumiem, że jesteśmy po godzinach pracy i chciałbyś ocieplić stosunki, ale wspólny prysznic Ci w tym nie pomoże. Musisz się bardziej postarać, ale jesteś na dobrej drodze. A teraz wychodzę. Chcesz zostać w moim pokoju? – rzuciłam, gdyż zatarasował mi drogę.
- Nie. Wrócę do swojego. Może Mueller będzie chciał, żeby wypucować mu plecki. – roześmiałam się.
- Chciałabym to zobaczyć.
Resztę wieczoru spędziłam z Loewem. Atmosfera była przyjemna, a z każdą chwilę ulegała ociepleniu, dzięki butelce czerwonego wina. Spodziewałam się, jaki jest cel postępowania Joachima. Tylko czekałam, gdy poruszy ten temat. Nie musiałam zbyt długo czekać:
- Przepraszam, że będę taki ciekawski, ale jak potoczyły się sprawy z Laskowskim?
Wzięłam głęboki oddech i rozpoczęłam swój monolog:
- Od czasu, gdy przeprowadziłam się do Monachium, nie widziałam go ani razu. Natomiast dosyć często do mnie dzwonił, pisał maile. Cały czas mnie przepraszał i próbował wytłumaczyć, dlaczego nie wziął mnie do drużyny. Przeczytałam tylko kilka z nich, a telefonów nie odbierałam. Dziwię się do tej pory, że nie przyszedł do mojej pracy.
- Dosyć, że zniszczył Ci życie, to zachowuje się jak psychopata… Co ja mówię, przecież on nim jest!
- Cieszę się, że go nie lubisz. – po tych słowach zapadła niezręczna cisza, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Iga, nie chciałem…
- To nie Twoja wina. Lepiej, jak już pójdę. – wybiegłam z pokoju nr 128 i podążyłam wprost do swojego. Podwinęłam nogawkę spodni nad lewe kolano i spojrzałam na bliznę. Moja bezsilność sięgnęła zenitu. Nienawidziłam płakać… Ukazywało to moje słabe punkty, które chciałam ukrywać. Achilles miał swoją piętę, a ja mam kolano. Co za ironia… Wreszcie zmęczona tą całą sytuacją odpłynęłam do krainy snów.
-.-
Promienie słoneczne przedostały się przez grube zasłony do mojego pokoiku. Świeciły wprost na moją twarz, przetarłam dłońmi zaspane oczy, wstałam z łóżka, przeciągając się i ziewając. Otworzyłam okno na oścież, aby wpuścić trochę świeżego powietrza do tego dusznego pokoju. Spojrzałam na zegarek, ukazywał 6:45. Śniadanie ustalony było na 9:00, więc miałam jeszcze sporo czasu. Wyszłam więc na balkon, aby sprawdzić pogodę. Przez chmurki przebijało się słoneczko, a ptaszki radośnie ćwierkały. Świetna pogoda na bieganie – pomyślałam. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się odpowiednio i zamknęłam drzwi od pokoju. Na korytarzu panował spokój i cisza, jakby nie mieszkała tu reprezentacja Niemiec. Schodząc po schodach, zauważyłam czarny kontur osoby, która siedziała na tarasie. Ktoś musi być nieźle szurnięty, żeby wstawać tak wcześnie. – pomyślałam. Niestety, ludzka ciekawość wygrała ze zdrowym rozsądkiem, więc poszłam sprawdzić, co to za osobnik. Delikatnie otworzyłam drzwi od tarasu i pewnym krokiem podążyłam do tego fotela, na którym siedział. Położyłam rękę na jego ramieniu, na co ten wzdrygł się.
- Iga, chciałabyś, żebym umarł ze strachu? – ujrzałam Muellera, a na jego twarzy malowało się przerażenie. – Jeżeli tak, to Ci się prawie udało. Przestraszyłaś mnie na śmierć.
- Przepraszam, nie chciałam.
- Powiedzmy, że wybaczam. – wyznał, gdy zobaczył moją skruchę.
- Tak właściwie… Co ty tu robisz o siódmej rano?
- Równie dobrze to ja mógłbym zadać Ci to pytanie. – spojrzał na mnie wymownie.
– Po prostu nie mogłem spać. Nie chciałem obudzić Bastiana, więc przyszedłem tutaj. A Ty?
- Postanowiłam trochę pobiegać i skorzystać z pięknej pogody.
- Dobry pomysł. Taka aura sprzyja wysiłkowi fizycznemu.
- To prawda. Przepraszam, jeżeli wyjdę na wścibską osobę, ale co planujesz robić?
- Tak jak ty delektować się pogodą i otaczającą nas naturą. – po tych słowach zapadła cisza.
- To ja już pójdę.
- Chyba pobiegniesz. – po tych słowach zaśmialiśmy się oboje. Już miałam ruszyć, gdy Thomas zadał mi pytanie:
- Przygotowana na pierwszy trening?
- Ja tak, ale ciekawe czy wy dacie radę…
- O to się nie martw. Jesteśmy zwinne chłopaki.
- Nie wątpię. Do zobaczenia na śniadaniu.
- Do zobaczenia, Iga. Nasz ośrodek szkoleniowy z każdej strony „ogrodzony” był lasem. Sprzyjało to mojemu bieganiu, gdyż od maleńkości lubiłam wyprawy do lasu. Dźwięk kijów pękających pod nogami, zapach liści, świergot ptaków oraz poranna rosa, którą odczułam – to wszystko wpłynęło na moje samopoczucie i ogólne rozluźnienie. Na śniadanie przybyłam pełna dobrej energii i radości na nadchodzący dzień. Nie umknęło to uwadze mojego przyjaciela:
- Widzę, że już się zadomowiłaś. – powiedział zadziornie Joachim.
- Przyznam, że pomysł, żebym tu przyjechała, nie należał do najgorszych. – odparłam, nabijając na widelec plaster szynki. Naszą konwersację przerwał Schweinsteiger, który krzyczał przez całą stołówkę:
- Iga! Iga! Zająłem dla ciebie miejsce! – zachowanie Bastiana sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Gdy wybrałam już odpowiednie składniki do mojej kanapki, skierowałam się w kierunku stolika, gdzie siedział Schweinsteiger, Neuer, Kroos oraz Mueller. Miejsce, które dla mnie zarezerwowano znajdowało się między Thomasem, a Bastianem.
- Dziękuję, że zadbałeś o to, żebym miała gdzie usiąść.
- Jedzenie śniadania z Tobą, to będzie dla mnie największa przyjemność.
- Dobra, Basti. Wystarczy już tych zalotów, a daj nam wszystkim zjeść w spokoju. – powiedział Manuel, który ewidentnie zdenerwowany był zachowaniem kolegi.
- Jak tylko zobaczy ładną kobietę, to przestaje używać mózgu. – wtrącił się Kroos, który zawsze niepostrzeżenie obdarował mnie komplementem.
- Kolejny zaczyna! –marudził Manuel, który chciał po prostu zjeść śniadanie. Jedynie Thomas nie uczestniczył w tej wymianie zdań, był jakby nieobecny, Gdy wszyscy odeszli od stołu, a ze mną został jedynie Schweinsteiger, postanowiłam zapytać go o Muellera.
- Bastian, nie odnosisz wrażenia, że Thomas jest jakby nieobecny?
- Nie wiem, czy powinienem Ci mówić, ale wyglądasz na osobę godną zaufania. Kilka dni przed zgrupowaniem dziewczyna oświadczyła mu, że to koniec ich związku. Po prostu odeszła, a Thomas nie widział świata poza nią. Teraz nie może o niej zapomnieć i cały czas się zadręcza. Razem z Manuelem próbowaliśmy coś wskórać, jakoś go pocieszyć, ale nic nie przynosiło rezultatów. Biedny, zamknął się w sobie… Nie wiem, jak mu pomóc… Tylko Iga, ta rozmowa musi zostać pomiędzy nami.
- Oczywiście.
- O tej sprawie wiesz tylko Ty, ja i Manuel. – odchodząc od stolika, powiedział jeszcze: – Jakbyś spróbowała mu pomóc, byłbym wdzięczny. Nie mogę patrzeć, jak się zadręcza.
- Jasne, spróbuję, ale nic nie obiecuję. Po tej rozmowie Bastian udał się do swojego pokoju, a ja rozpoczęłam przygotowania do treningu. Zabrałam odpowiedni sprzęt ze schowka i wszystkie dokumenty, które mogą mi się przydać. Zaczęłam rozkładać tzw.: „tor treningowy” i czekałam na pierwsze spotkanie z piłkarzami.
Jeśli ktokolwiek to czyta, niech zostawi po sobie ślad.
piątek, 29 sierpnia 2014
Rozdział 2.
Razem z Joachimem staliśmy przed wejściem na boisko, gdzie trenowali
piłkarze reprezentacji Niemiec. Już od dawna nie byłam na żadnym meczu, a co
dopiero stałam na murawie. Ostatni raz podczas feralnego meczu. Z zamyślenia
wyrwał mnie głos Loewa:
- Gotowa na spotkanie?
- Spokojnie. Jestem przygotowana na ich reakcję. Założę się o 100 €, że
zdziwią się na mój widok i będą marudzić: „Przecież kobieta nie może być
trenerem.”
- Jesteś taka pewna? – zapytał zadziornie.
- Pewna… Mało powiedziane.
- W takim razie przyjmuję zakład. Chodźmy zobaczyć ich reakcję. – tak
też postąpiliśmy. Na trawiaste boisko prowadziła kamienista droga, która
nadawała pewnej dramaturgii. Gdy stoisz tam, wyczekując na rozpoczęcie meczu,
czujesz ten mroźny nastrój, płynący od kamieni. Natomiast, gdy wbiegasz na
zieloną, miękką trawę czujesz ciepło – rodzinne ciepło. Właśnie takie odczucia
towarzyszyły mojej osobie. Gdy stanęłam na murawie, poczułam się jak w domu.
- Panowie!!! – krzyknął Loew, po czym gwizdnął jak najmocniej potrafił.
– Zbiórka! Mam dla Was małe ogłoszenie.
Chłopcy przybiegli szybko i ustawili się w grupce. Gdy mnie zauważyli,
zrobiło się niemałe zamieszanie. Ci, którzy stali na samym końcu zachowywali
się najgłośniej. To właśnie stamtąd dobiegło do mnie to stwierdzenie:
„Zobaczcie, jaka sztuka. Jakie długie, zgrabne nogi. Ciekawe, kto to?”
- Uspokójcie się! Powiedziałem, że jesteście grzeczni i kulturalni.
Chociaż takich udawajcie. – ledwie powstrzymywałam się od śmiechu. – Jak dobrze
wiecie, Oliver poważnie zachorował i nie może wypełniać swoich obowiązków. W
związku z tym, znalazłem godne następstwo. Poznajcie nowego trenera od motoryki
i kondycji – panią Igę Chojnacką.
- Trenerze! Czy ta niezwykłej urody kobieta ma być naszym trenerem? –
powiedział jeden z piłkarzy.
- Toni, oszczędź sobie tych uwag, choć jesteś bardzo spostrzegawczy. –
po tych słowach uderzyłam lekko Joachima w głowę.
- Przecież kobieta nie może być naszym trenerem. A na dodatek od
motoryki i kondycji. – słysząc te słowa, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Przepraszam, że się wtrącę do tej jakże miłej konwersacji, ale to, że
- Schweinsteiger. – mruknął pod nosem.
- Ach.. Tak, mogłam się domyśleć. Wiele o panu słyszałam, ale wracając
do tematu. Moja płeć panu przeszkadza?
- Nie, skądże, bynajmniej.
- Mam taką nadzieję. Jeżeli komuś się wydaje, że należę do płci
słabszej, to jest w wielkim błędzie. Tak jak Loew już powiedział, nazywam się
Iga Chojnacka i będę Waszym trenerem od motoryki i kondycji. Liczę na miłą i
owocną współpracę. Jakieś pytania?
- Tak, ja mam jedno. – odezwał się nieśmiało blondyn z kręconymi
włosami. – Jak się mamy do Ciebie, pani zwracać?
- Po imieniu. Gdybyście mówili do mnie na per pani, czułabym się bardzo
staro.
- A nie jesteś. – wtrącił się Schweinsteiger, a reszta zawtórowała mu
śmiechem.
- Wystarczy. Jest jakiś chętny? Trzeba Idze zanieść walizki do hotelu.
– gdy tylko wybrzmiały te słowa, wszyscy chłopacy ruszyli do samochodu Loewa.
Zostałam z nim sam na sam.
- Wiedziałem, że Cię polubią. Co powiesz na lampkę wina wieczorem?
- Nie wiem. – poczułam się zakłopotana.
- Nie daj się prosić.
- Co mi szkodzi. Jak się rozpakuję, to przyjdę do Twojego pokoju. Umowa
stoi? – w ramach odpowiedzi skinął głową.
Gdy skończyłam rozmowę z Joachimem, przybiegła cała gromada piłkarzy z
moja jedną walizką. Oprowadzili mnie po hotelu i pokazali pokój, znajdujący się
na końcu korytarza, w którym miałam mieszkać przez najbliższe trzy tygodnie.
Obok mnie mieszkał mój dzisiejszy „ulubieniec” – Schweinsteiger, który był
zachwycony tym faktem wraz z Muellerem. Naprzeciwko znajdował się pokój Loewa.
Wypakowałam swoje rzeczy i postanowiłam troszeczkę poćwiczyć. Od pewnego czasu
dbanie nad tężyzną fizyczną stało się moją odskocznią od problemów, a przede
wszystkim sposobem na zapomnienie o tym, co się stało. W Monachium byłam
samotna i zdana sama na siebie, gdyż wyjechałam z rodzinnego miasta. Nie
potrafiłam tam żyć, patrząc na tego mężczyznę. Za każdym razem, gdy wspomnienia
wracały, zaczynałam ćwiczyć. Pozwalało mi to zapomnieć. Ciszę przerwało donośne
pukanie do drzwi…
Rozdział 1.
Jak każdego poranka wstałam leniwie z łóżka i bez większej energii
ruszyłam, aby przygotować się do pracy. Wiedziałam, że będzie to kolejny
spokojny dzień, bez żadnych wrażeń. Moja praca nie należała do najciekawszych,
a ja za bardzo za nią nie przepadałam – mówiąc delikatnie. Siedzenie w biurze
bez klimatyzacji i wiatraka, doprowadzało mnie do szału. Na dodatek ta
romantyczna atmosfera – tylko ja i sterta dokumentów. Moje życie nie miałoby
sensu, gdyby nie wieczory, które spędzałam na doskonaleniu moich umiejętności.
Właśnie tak wyglądał każdy mój dzień. Po prostu szara rzeczywistość. Na zegarze
ściennym dochodziła właśnie 8:45, a więc czas na mnie. Ubrana w białą koszulę i
czarne rurki z niebieskim plecakiem na plecach ruszyłam do pracy. Ale z problemami
spotkałam się tuż po przekroczeniu progu. Mój kochany sąsiad zostawił swój
rowerek centralnie przed wyjściem z klatki schodowej. Nawet nie zauważyłam, gdy
leżałam już na ziemi. Obejrzałam się dookoła, czy ktoś tego nie widział i jak
najprędzej się pozbierałam.
- Szlag by to trafił! – przeklęłam pod nosem, gdy zauważyłam, że
zniszczyłam spodnie. Dziura ukazywała moją bliznę, która znajdowała się na
zgięciu kolanowym. Gdy tylko na nią spojrzałam, wszystko wróciło. Wspomnienia,
to zdarzenie i fakt, że jest to moja największa życiowa przegrana. Po kilku
minutach nieustannego spoglądania w ten jeden punkt, zebrałam się w sobie i
wróciłam do domu, aby się przebrać. Wreszcie gotowa ruszyłam do pracy.
Do firmy wbiegłam z pół godzinnym opóźnieniem. Liczyłam na to, że szef
też się spóźni, ale jak mówi powiedzenie: „Umiesz liczyć, licz na siebie.”
- Iga, Schwarz Cię wzywa. – zaczepił mnie Carl, który nie miał dziś
najlepszego humoru.
- Bardzo był wkurzony? – zapytałam.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. – rzucił, po czym trzasnął drzwiami
od swojego gabinetu. „Co go ugryzło?” –pomyślałam. Wizja tłumaczenia się przed
Schwarzem bardzo mnie przerażała, a szczególnie fakt, że nie mam żadnej
sensownej wymówki. Co ja mam mu powiedzieć?! Najlepiej byłoby wyznać prawdę,
ale chyba pękłby ze śmiechu, gdybym powiedziała mu, że potknęłam się o
dziecięcy rowerek i to jest powodem mojego spóźnienia. Cała firma miałaby z
tego niezły ubaw. Stanęłam przed drzwiami, zapukałam, a w zamian usłyszałam
suche „wejść”. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Nie czekając na
zbędne gierki i pytania, przeszłam do meritum:
- Witam szefa. Tak, wiem. Wezwał mnie pan z powodu mojego spóźnienia.
Chciałabym powiedzieć, że.. Właściwie, to… - zaczęłam się jąkać – Przepraszam?!
Nagle moim oczom ukazał się dobrze znany mi mężczyzna. „Co on tu robi?
Po co tu przyszedł?”. Moje wywody przerwał Schwarz, który wyglądał na
zdziwionego, tak samo jak ja.
- O czym pani mówi?
- Bo ja się spóźniłam. – wydukałam, po czym spojrzałam na gościa, który
nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Bardzo się cieszę, że jest pani taką solidną pracownicą i przyznaje
się do swoich błędów, ale poprosiłem tu panią z innego powodu.
- Nie chodziło o spóźnienie?
- Nie. Pomińmy już ten fakt. Ten pan – wskazał na bruneta w czarnych
okularach przeciwsłonecznych, który uśmiechnął się wymownie. – ma do pani
sprawę.
- Jaką?
- Wolałbym, żebyś usiadła. – powiedział, zdejmując okulary. – Dostałaś
prezent od losu oraz troszeczkę ode mnie.
- Mógłbyś wyrażać się jaśniej. – nie rozumiałam, w jakim celu tu
przybył.
- Jak dobrze wiesz za 3 miesiące rozpoczyna się mundial w Brazylii.
Nasza reprezentacja wiąże z nim duże nadzieje i chcemy po 24 latach znowu
zdobyć miano Mistrzów Świata.
- Kolejny przydługawy monolog? – przerwałam mu, nie zważając na jego
reakcję.
- Dasz mi skończyć? – skinęłam głową – A więc… Na czym to ja
skończyłem… Już wiem. Jeden z naszych trenerów poważnie zachorował i nie może
wykonywać swoich obowiązków. Kazano mi poszukać kogoś odpowiedniego na to
stanowisko. Oto znalazłem – Ciebie.
- Chyba sobie żartujesz?! – palłam bez zastanowienia. – A co ja bym
niby miała robić? Nadaję się jedynie do noszenia sprzętu. Dobrze wiesz, że
jestem nikim.
- Zabraniam Ci tak mówić! Jako Twój przełożony…
- Ale ja się jeszcze nie zgodziłam. – przerwałam mu. Wysoki brunet
podszedł do mnie na tyle blisko, że czułam jego oddech na swojej skroni.
- Iga, nie daj się prosić. – powiedział mi do ucha – Zabierz swoje
rzeczy, pójdziemy do samochodu, gdzie porozmawiamy na spokojnie.
Próbowałam coś wskórać, ale był nieustępliwy. Zrobiłam tak, jak
zaproponował. Na parkingu stał czarny Mercedes, który idealnie pasował do stylu
Loewa.
- Co Ci odbiło?! Przecież nie nadaję się na trenera. – zaczęłam z
wyrzutami. – Na dodatek ta moja wada. To przez nią nie mogłam spełnić swoich
marzeń, a więc tutaj też sobie nie poradzę. Rozumiesz!!!
- Tylko na mnie nie krzycz. A teraz posłuchaj mnie uważnie! – stanął
naprzeciwko mnie – Nikt nie nadaje się na to stanowisko. Nikt, oprócz Ciebie.
Wiem, że będziesz potrafiła trafić do chłopaków, a oni będą Ciebie słuchali.
To, że kiedyś nie udało Ci się spełnić marzeń, to nie była Twoja wina. Tylko
tego…
- Wystarczy! – nie wytrzymałam.
- Ale ja jeszcze nie skończyłem, a ty nie będziesz mnie uciszać. Ta
praca to będzie dla Ciebie przyjemność i wyzwanie, które zawsze lubiłaś
podejmować. Byłaś twardą dziewczyną, nigdy się nie poddawałaś. Mówiono
„dziewczyna z jajami” i nadal zasługujesz na to miano. Jeżeli te argumenty nie
wystarczą, to zrób to po prostu dla mnie. – złapał mnie za ramiona, po czym
spojrzał głęboko w me oczy. – Jesteś moją przyjaciółką – najlepszą
przyjaciółką. Z nikim nie mam tak dobrego kontaktu, a wzajemne zrozumienie to
nieodzowna część tej pracy. – po tych słowach zapadła cisza, którą miała
przerwać moja odpowiedź.
- A kim mam tam być?
- Trenerem od motoryki i kondycji. – po tych słowach wsiadłam do
czarnego Mercedesa i otworzyłam okno.
- Wsiadasz czy nie? Nie chcę spędzić reszty dnia na dojeździe do punktu
szkoleniowego.
Joachim nic nie mówiąc, wsiadł do samochodu, po czym pocałował mnie
delikatnie w polik. Przez resztę drogi opowiadał mi o swoich podopiecznych. Na
jakich pozycjach grają, jakie są ich wady, jakie zalety – a ja na tej podstawie
miałam zbudować plan treningowy dla całej drużyny i każdego z osobna. Wiedziałam,
że czeka mnie ciężka praca i dużo wyrzeczeń, ale czego nie robi się dla
przyjaciela. W głębi duszy czułam, że ta praca będzie dla mnie próbą odcięcia
się od przeszłości, wspomnień…
czwartek, 14 sierpnia 2014
Krótki opis historii
Iga to dziewczyna, która została doświadczona przez życie. Jednak z chwilą pojawienia się Loewa, wszystko zaczyna powracać do normy. Czy uda jej się zachować pozory? Jeden z piłkarzy reprezentacji Niemiec pragnie zdobyć jej najcenniejszy skarb - serce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)